Gdy tylko dowiedziałem się, że "Kung Fu Panda" to film twórców "Shreka" i "Madagaskaru", od razu wiedziałem, że to będzie hit. Wystarczyło tylko spojrzeć na plakat z otyłym pandą, by przekonać
Gdy tylko dowiedziałem się, że "Kung Fu Panda" to film twórców "Shreka" i "Madagaskaru", od razu wiedziałem, że to będzie hit. Wystarczyło tylko spojrzeć na plakat z otyłym pandą, by przekonać się, że ten film warto obejrzeć. Smaczku dodawała także obsada w dubbingu - Angelina Jolie, Dustin Hoffman, Jackie Chan czy Lucy Liu. Zapowiadało się naprawdę wielkie widowisko. I tak było. Jak to mistrz Oogway zawsze powtarzał: "Nic nie dzieje się przypadkiem". I przypadkiem wcale nie był ten film. To pierwszorzędny spektakl, który przenosi ludzi w świat mitycznych wojowników i walk kung-fu. Mamy tu konflikty, zemsty, nienawiści, ciekawe dialogi, dobry humor i pokazane z największymi detalami sceny walki.
A historia opowiada o niezdarnej pandzie Po (Jack Black), który pracuje w restauracji swojego taty ("W naszych żyłach płynie czysty bulion!"). Ma dosyć nudnego życia i postanawia przybyć na przedstawienie, podczas którego zostanie wybrany Smoczy Wojownik. Okoliczności sprawiają, że mistrz kung-fu Oogway (Randall Duk Kim) wskazuje swoim palcem właśnie na otyłą pandę. Ten musi zacząć szkolenie, aby stać się "prawdziwym Smoczym Wojownikiem". Jednak zadanie to nie będzie proste - Po nie potrafi pokonać nawet manekina, a mistrz Shifu (Dustin Hoffman) nie może pogodzić się z tym, że jego uczniowie zostali pokonani przez kelnera! I tu zaczyna się żywiołowa akcja. Sprawy komplikują się, gdy z więzienia ucieka Tai Lung (Ian McShane), który pragnie zemsty na Shifu. Rozpoczyna się walka z czasem i nienażartym żołądkiem otyłej pandy. Czy Tai Lung upokorzy Smoczego Wojownika i dopełni zemsty na mistrzu Shifu?
Rozmachu i swoistego klimatu dodaje filmowi muzyka, skomponowana przez samego Hansa Zimmera. Dzięki niej można poczuć się jak w starożytnych Chinach. Warto wspomnieć także o nietuzinkowym humorze. Według mnie ten film różni się od innych osiągnięć DreamWorks. Oprócz śmiechu i dowcipu mamy tu morał, który sprawia, że ten film mocno konkurował z propozycjami Pixara do statuetki Oscara. Ostatecznie zdobył go "WALL·E", z czym nie może się zgodzić wielu kinomanów.
Na koniec muszę tylko przyznać, że film zdecydowanie należy do moich ulubionych dzieł animowanych. Ma w sobie to "coś", co sprawia, że bohaterów pamiętam przez lata, a otyła Panda nie zniknie z mojej pamięci nigdy. I w każdej sytuacji powtarzać będę: "bo nic nie dzieje się przypadkiem"...