Dla różnych drobnych zalet w sumie warto zobaczyć, ale przez większość seansu dominuje wrażenie natłoku: pełno tu biegających postaci, a każda cierpi na słowotok. Żeby zrozumieć niuanse dialogów, trzeba się nieźle orientować w ówczesnej amerykańskiej polityce, bo pada mnóstwo nazwisk i nazw rozmaitych organizacji. Jest nawet wątek polski (zabiegania o głosy Polonii) i wzmianki o Stalinie, co raczej wykluczało dopuszczenie filmu na ekrany w PRL-u. Hepburn wypada wyjątkowo efektownie, zwłaszcza w (nielicznych) scenach bardziej kameralnych, Tracy, Lansbury i Menjou też trzymają poziom, ale widziałem znacznie lepsze filmy z tymi aktorami, znacznie lepsze filmy Capry o podobnej, idealistycznej tematyce i znacznie dowcipniejsze komedie z tamtego okresu.
Nie umiem się zdecydować, czy dramatyczne zaburzenia grawitacji w samolocie wykonującym powietrzne ewolucje zaliczyć do plusów, czy minusów, choć trzeba przyznać, że Hepburn robiąca na drutach wygląda zabawnie.